T.Love constans - Tylko Rock listopad

Minęły czasy rockowego Ala Capone oraz rozszalałego Nadmuńka, lawirującego między wszystkimi możliwymi i niemożliwymi stylami. Dziś T.Love serwuje spójny album, zakorzeniony w zagranicznej muzyce młodzieżowej sprzed dwóch dekad i równie stylowo opakowany. Chłopaki nie płaczą - to może być najlepsza płyta tego składu.

Słyszałem, że U2 ukradło wam pomysłna tytułpłyty...

Muniek: Poprzednia płyta miała się nazywać "Pop", był taki pomysł zaraz po wydaniu Prymitywu. Ale stwierdziliśmy, że Al Capone" to lepszy tytuł. A potem U2 nam go ukradło. Bono rozmawiał po prostu przez Internet z naszym technicznym (śmiech).

Czy tytuł nowej płyty, Chłopaki nie płaczą, to nawiązanie do The Cure, czy może ma on coś wspólnego z tak zatytułowaną książką Krzysztofa Vargi, uważanego za jednego z najlepszych prozaików młodego pokolenia?

Muniek: Zdecydowanie ma. Ta książka jest obecna gdzieś we wkładce, to jedna z lepiej napisanych powieści o czasach przełomu w Polandzie, szczególnie o Warszawie. Varga to mój kolega, napisał ją w formie pamiętnika ja też się tam pojawiam, ale myślę, że będzie to książka pokoleniowa. Chciałbym ją rozpropagować , bo jest tego warta - na razie kursuje w "szóstym" niezależnym obiegu. A jej tytuł to dosłowne przetransponowanie "Boys Don t Cry" Roberta Smtiha, do którego też nawiązujemy. Chodzi o jakiś powrót do przeszłości.

Jeśli mowa o nawiązaniach do lat siedemdziesiątych, można się tu doszukać pewnej kontynuacji Ala Capone. Tyle, że zamiast Boney M i Bee Gees, w takim Popularnym naśladujecie Roda Stewarta...

Muniek: "Popularny" to jedyny utwór będący bezpośrednią kontynuacją "Ala Capone", mógłby się tam znaleźć. Natomiast reszta jest inna. Te dwie płyty są w pewnej opozycji. Teraz mamy lepsze melodie, lepiej zaśpiewane. Generalnie jest więcej śpiewania, więcej chórków... Tamta płyta była wycieczką w rożne dziwne rejony. Ta to prosta piłka, prosty komunikat do słuchacza. Jest bardziej scalona - na "Al Capone" siedemnaście nie do końca równych kawałków. Na nowej płycie jest trzynaście różnych, ale bardzo równych piosenek.
Majchrzak: Teksty też są lepsze, bardziej spójne, konkretne. Nawet jeżeli są żartobliwe, mają drugie dno. Dla nas ważne jest realizowanie nazwijmy to "zespołowego przełomu": razem gramy, razem balangujemy, razem chodzimy na piwo. Tworzy się specyficzny rodzaj kodu, powstają żarty, skojarzenia zrozumiałe tylko dla nas. I na "Al Capone" wiele tekstów mogło być z tego powodu nieczytelnych dla osób trzecich.

Wychodzi na to, że nagrywacie płyty na przemian: najpierw ostrzejsza i spójna, potem lżejsza i bardziej kolażowa. Pocisk Miłości - King, Prymityw - Al Capone. Teraz cykl się powtarza.

Majchrzak: Tak, masz rację. Chociaż "Prymityw" też był w jakimś stopniu albumem eklektycznym...

Muniek: "Prymityw" miał być powrotem do źródłowego punku, w sensie mentalnym. A na tej płycie jest parę innych wątków Rzeczywiście, są obecne lata siedemdziesiąte, ale pod inną postacią. Mówię o inspiracji.

Chodzi o nawiązanie do glam rocka? Słychać je wyraźnie w numerze tytułowym, w Sobocie, w Bajerze.

Muniek: Tak, szczególnie inspirował mnie glam brytyjski z początku mojej muzycznej młodości: pierwsze słuchanie magnetofonu... Wracają wykonawcy typu Slade, Gary Glitter, T.Rex. Ale jest jeszcze na tej płycie drugi burt. Nawiązuje do muzyki, która się kiedyś nazywała nową falą, nawet wave - czyli tego, co się sie działo po wybuchu punk rocka.

Pewnie zaliczacie do niego Na rogu, z klimatem i stylowymi klawiszami A la The Stranglers?

Muniek: Dla mnie to brzmi trochę jak "No More Heroes", umieszczony tu automat perkusyjny jest bardzo charakterystyczny.
Nazim: Ja zrobiłem ten numer, potem okazało się, że jest to podobne do piosenki The Cure "Play For Today". To przyszło zupełnie nieświadomie. Tej płyty słuchałem w latach osiemdziesiątych.
Muniek: Wszystkie kawałki powstały w ten sposób, że koledzy wymyślili je w domu - nagrywali na swoich prywatnych sprzętowych cackach, potem przychodzili do mnie i ja tego słuchałem... Ten utwór, a automatyczną perkusją, przypominał mi energię koniec lat siedemdziesiątych, nawet trochę polski rock z pczątku osiemdziesiątych.

Jeśli chodzi o stary polski rock, to najbardziej przywodzi mi go na myśl To nie to, pierwsza kompozycja na płycie. Pobrzmiewa tu Kryzys, a Muńka ledwo można poznać po głosie...

Majchrzak: To jest utwór Polaka zarówno pod względem muzycznym, jak i tekstowym, i był - z tego co wiem - efektem fascynacji muzyką Kwaska i PRL-u. Śpiewają we dwóch z Muńkiem, z tym że głos Polaka jest przepuszczony przez jedno takie urządzenie.
Polak: Kryzys? Bo to jest bardzo prosty numer. To było nieświadome nawiązanie.
Muniek: Jak grał Kryzys, to ty jeszcze na księdza mówiłeś Zorro (śmiech).
Perkoz: Zwróć uwagę, że tekst ma specyficzny żulersko-żoliborski klimat...

Czy czujecie się związani z żoliborskimi klimatami, jak Elektryczne Gitary?

Polak: Etos Żoliborza zaczął się w tym nowym T.Lovie od wersu "Zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz", wtedy zaczęto tak kojarzyć kapelę.

Muniek: Ja osobiście nie urodziłem się w Warszawie, ale czuję się bardzo jej częścią, mentalnie jestem związany z Żoliborzem. Jest na tej płycie parę tekstów środowiskowych, na przykład "Bajer". Ale nie robimy z tego ideologii - słuchają nas ludzie z całego kraju.

Czy za glamowymi i nowofalowymi inspiracjami muzycznymi pójdzie, podobnie jak w przypadku Al Capone, odpowiednia oprawa graficzna i image?

Perkoz: Tak, będziemy się lansowali jako boysband, tylko że taki z lat siedemdziesiątych. Typu The Osomond Brothers - bardzo tandetny, ale atrakcyjny przez swój obciach.
Muniek: Teraz się wszyscy totalnie robią, każdy chudnie pięć kilo, bo wychodzi płyta. Trzeba wyglądać ładnie. My poszliśmy w inny rodzaj estetyki - wyglądamy ohydnie. Mamy białe garnitury, peruki, maksymalnie wypchane jaja... Lata siedemdziesiąte w Polsce, Gierek. Chłopcy ze wsi mają eliminacje do zespołu, kariera... Tak wygląda teledysk. A okładka i książeczka jest zrobiona w stylu niemieckiego katalogu "Quelle". Każdy Polak miał coś takiego pod poduszką i przed snem, po pacierzu oglądał, jak to jest za żelazną kurtyną. Tam była pokazana straszna tandeta: wystrój mieszkania, pidżamy... Nasze twarze zostały podmontowane do ciał niemieckich modeli.

Czy nie obawiacie się trochę, że te odniesienia - zarówno w warstwie wizualnej, jak i dźwiękowej - nie będą całkiem czytelne dla waszych młodszych odbiorców?

Majchrzak: Być może będą nieczytelne, ale glam to były przede wszystkim ciekawe piosenki i myślę, że nam też wyszły fajne piosenki. W tym tkwi siła tego wszystkiego. To po prostu kolejny dobry album T.Love.
Nazim: To nie ma być edukacja młodego pokolenia, na zasadzie: my wam powiemy, co było dobre. To nas po prostu kręci i zostało przełożone na dzisiejsze czasy. A poza tym trudno byłoby zespołowi z piętnastoletnią tradycją kupić nagle komputer i zrobić płytę typu Prodigy. Byłoby to nieszczere. Owszem, słuchamy nowych rzeczy, nie można powiedzieć, że nasza muzyka jest nieświeża. Przeciwnie, czasami nawet wyprzedza pewne sprawy. Tak było z kawałkami disco z "Al Capone", dopiero teraz pojawiają się takie klimaty: Kayah i tak dalej... Te piosenki bronią się po prostu jako kompozycje.
Polak: Nie zamykamy się w jednym stylu. Już nie tyle płyt wcześniej zaskakiwaliśmy ludzi, że oni są przyzwyczajeni do tego, że w muzyce T.Love może pojawić się coś nowego. Przychodzą różne inspiracje, ale to jest i tak T.Love. Bo śpiewa Muniek i teksty pisze Muniek. To jednak zespół z tradycją.
Muniek: Zmieniamy się i liczymy na inteligentny odbiór, na inteligentnych słuchaczy, inteligentny elektorat...

Na marginesie: rozmawiamy na kilka dni przed wyborami. Czy zamierzacie wziąć w nich udział?

Polak: Nie jesteśmy zespołem, który się w to kiedykolwiek mieszał, nigdy nie występowaliśmy dla jakiejkolwiek partii. Nie wierzę, że kapele które grają na wiecach partyjnych, robią to z przekonań politycznych. Jest to ordynarna chęć przytulenia kaski przy okazji wyborów.
Muniek: Chyba każdy z nas źle by się czuł, gdybyśmy grali na takim wiecu. Dystansujemy się. Uważam, że artyści powinni być apolityczni. Ale nie jest też tak, że chcę przyjąć, postawę grzybka albo kapusty: nic nie wiem, niech się dzieje, co chce.

Stąd ironiczne utwory typu Jest Super? Mamy ekstra rząd i super prezydenta/I wszycy ludzie to wspaniali fachowcy/ Ufam im i wiem, że wybrałem swoją przyszłość/ Za rękę poprowadzą mnie do Europy...

Muniek: Nie ukrywam, że nie lubię komunistów. Ale przeciwna strona też mi za bardzo nie odpowiada.

Perkoz: Bez względu na to, kto będzie rządził po tych wyborach, ta piosenka nigdy się nie zdezaktualizuje. Ona nie jest tylko o komuchach. Ona jest w o Kościele, o wszystkich. Taka róźnoelementowa wycinanka. Śmieszy nas po prostu propaganda sukcesu. Komuniści są w tym akurat najlepsi, wiadomo - doświadczenie.

W kilku utworach powraca temat, obecnej, nieciekawej, mocno komercyjnej sytuacji na naszym muzycznym rynku.

Muniek: Jednym z elementów tej płyty jest zniesmaczenie moje i nas wszystkich totalną pogonią tylko i wyłącznie za kasą. "Popularny" jest numerem troszeczkę ironicznym - chodzi o to, ze my też w tym wszystkim jesteśmy, ale myślimy o muzyce, ona jest najważniejsza. A ostatnio jak spotyka się kilku muzyków z paru kapel, to każdy pyta: Jak tam płyta? Ile zeszło? Z kolei "Komercja" to taka "Autobiografia", tylko naszego pokolenia, pokolenia trzydziestolatków.
Nazim: Niewątpliwie gramy rock n roll: krótkie piosenki refren-canto-solówka, muzykę prostą, ale nie prostacka. Chcemy, żeby nasza muzyka dotarła do ludzi. Nie jesteśmy jednak komercyjni do tego stopnia, żeby myśleć o pieniądzach już w momencie komponowania.
Muniek: Cały ten polski pop bezpłciowy zupełnie, nie ma żadnej idei. Jedyną ideą jest kasa. Być może jest to normalne w czasach - jak mówią politycy - transformacji. My generalnie nie narzekamy, jesteśmy zadowoleni z miejsca, w którym jesteśmy. Mamy swoją publiczność, zachowujemy constans, nie będąc sezonową gwiazdą.
Polak: Nie jesteśmy zespołem, który raz ma wielki aplauz, a potem wielki dół, który jest bezwzględnie związany kontraktami. W swojej firmie mamy wolność artystyczną, jesteśmy zadowoleni, że płyty się sprzedają... Nie za dużo i nie za mało - sprzedają się gdzieś pośrodku. Nigdy nie chcieliśmy być zespołem dla mas.

Czy wypuszczenie zremiksowanej wersji Dnia nie jest posunięciem czysto komercyjnym? Jeszcze kilka lat temu Muniek deklarował zdecydowaną niechęć do elektroniki.

Muniek: to był eksperyment. Świadomie się na remiks zdecydowaliśmy, ale to się już nie powtórzy. Odbyliśmy rozmowę z naszą wytwórnią i zgodnie stwierdziliśmy, że to do nas nie pasuje. Nie są nam potrzebne remiksy, to nie ten band, nie ten wokal. Był "Dzień", ale już nic więcej nie będzie. A jeśli chodzi o niechęć, to się odnosiło do lat osiemdziesiątych, kiedy wykorzystanie tych nowych rzeczy trochę odhumanizowało muzykę. Teraz sprawy idą chyba w lepszym kierunku. Prodigy jest dla nie zespołem punkowym - energia, którą wyzwala z tych elektronicznych pukadełek jest niesamowita.

Janek Benedek powiedział ostatnio, że kiedyś T.Love był na samym szczycie, a dziś to zaledwie druga klasa. Czy nie było dla ciebie czegoś schizofrenicznego w trafieniu do rynkowej czołówki ze Szwagierkolaską?

Muniek: To tylko nakłady płyt. Dla mnie T.Love jest pierwszą klasą, zawsze był ważniejszy niż Szwagier. Granie w tym zespole emocjonalnie więcej waży, niż platynowa płyta, niż całe te pieniądze. Jeżeli ktoś tak dzieli na pierwszą i drugą klasę, to współczuję. Nie o to chodzi. Ale oczywiście, nie mówię, że Szwagierkolaska to gówno. To była rzecz, która wyszła od serca, a że okazała się sukcesem... Właśnie dlatego nie robię tam drugiej płyty; może kiedyś... Mam szacunek do tego, co zrobiliśmy i do samego siebie. Wyszło naturalnie, a mogło skończyć się objeżdżaniem Polski w kółko, wszystko straciłoby urok...

Sam widziałem ze trzy "ostatnie" koncerty tej grupy.

Muniek: To już na pewno koniec. Ostatni koncert był w Kazimierzu nad Wisłą. Tyle. To była fajna przygoda. I cały czas byłem w porządku wobec chłopaków.
Nazim: Dokładnie. Myślę, że gdybyśmy byli naprawdę komercyjni, nagralibyśmy coś w stylu Szwagierkolaski.
Muniek: Bo ludzie już nie kojarzyli - w pewnym momencie zacząłem funkcjonować jako Pan Szwagierkolaska.

Czyli nie rozstroiłeś się, na podobieństwo Kazika. Obok Szwagierkolaski mam tu na myśli efemeryczne projekty, typu Cukierki...

Muniek: Nie. T.Love jest najważniejszy, nie planuję płyty solowej. Cukierki to na maksa zabawa, trzeba mieć odskocznię. Kiedyś był zespół Gary i Gitary, w którym grałem na bębnach, teraz są Cukierki i Paul Pavique Movement. Chodzi o to, żeby puścić do ludzi oko.

rozmawiał: Bartek Koziczyński

 

 

Ta strona używa ciasteczek (cookies). Dowiedz się więcejRozumiem