Program "Czarno Biały" - TV Puls, maj

Program "Czarno Biały" TV Puls, maj 2001
Przepisał:
Grzegorz Kowalczyk

Mirosław Pilśniak: Witam państwa w programie Czarno Biały. Dzisiaj gościem programu jest Zygmunt Staszczyk - wokalista, solista zespołu T.Love. Chciałbym się z tobą spotkać jako człowiekiem, który ma swoją historię i swój bardzo ważny życiowy przewrót.

Muniek Staszczyk: Nie chciałbym tego jakoś nazywać patetycznie, ale rzeczywiście nastąpiła jakaś poważna zmiana w moim myśleniu.

To może zacznijmy od dzisiaj. Co dla ciebie dzisiaj jest ważne? O co ci chodzi, na czym ci zależy?

Mówiąc tak, znaczy wracając już do sedna. Nigdy nie byłem ateistą, znaczy nigdy nie byłem osobą niewierzącą, natomiast generalnie tak jak to w polskiej statystyce i tradycji w większości przypadków odbyłem tą całą drogę jak to odbywają dzieciaki, po prostu przez wszystkie sakramenty i potem zacząłem grać w różnych zespołach. Ta historia mojego zespołu to prawie 20 lat prawie. Gdzieś tam, mówiąc krótko, odpłynąłem. Muzyka rockandrollowa, cała akcja, która się z tym wiąże, to jest taka specyficzna, specyficzna sytuacji. Otarłem się o wszystko, co jest jak gdyby możliwe i obecne w tym świecie. Mówię tu o narkotykach, o różnych takich sytuacjach. Nie byłem nigdy jakimś degeneratem ani człowiekiem, który leży na ulicy czy coś w tym stylu. No mówiąc krótko odpłynąłem strasznie daleko od Boga, gdzieś tam. Miałem zawirowania, takie różne. W zasadzie dosyć kiepsko zaczęło się dziać w mojej rodzinie i jakiś mniejszy kontakt. Takie jakieś luki, takie złe rzeczy. Nie byłem może totalnym egoistą, ale ten taki zawód bycia na scenie, występowania, skupia się bardzo na twojej osobie. Myślisz, że jesteś najważniejszy. Znaczy nigdy, mówiąc krótko, nie byłem niemiły do, wobec ludzi. Natomiast jest coś takiego, że wydaje ci się, że to co robisz jest najważniejsze. W zasadzie to jest OK., na tym się musisz skupić. Teraz wiem, że to nieprawda, że jest dużo wiele ważniejszych rzeczy, przykładowo, no nie wiem co, pójście pogranie ze swoim na przykład dzieciakiem w piłkę na łąkę, niż zagranie przykładowo piętnastu koncertów.

A dzieci jakie są duże?

Jedenaście - syn i córka - siedem.

Jak długo jesteś w małżeństwie?

Piętnaście lat.

I mówisz, że ta praca, wola którą też odkrywasz, bo tak to jest z gwiazdami, że ona cię, mówisz, tak skierowała, że odpłynąłeś.

Mówię tu o używkach i o kobietach. Po prostu o dwóch rzeczach. Troszeczkę, troszeczkę się odpłynęło, odpływa. Poprzez to, że generalnie wydaje ci się, że wszystko jest OK. I przyszedł moment, kiedy stwierdziłem, że to nie jest OK.

O na tym się skupmy teraz. Jak to się działo? Jak zobaczyłeś, że to nie jest OK.?

W tym momencie, kiedy ten cały, mówiąc krótko, gdzieś tam ogólny hedonizm dochodzi do jakiegoś punktu zaczęło mi być po prostu źle. Źle z tym wszystkim. To są normalne rzeczy powiązane, ja wiem, to się nazywa rachunek sumienia, to się nazywa dokładnie tak. Sytuacja była taka troszkę, może nie tragiczna, ale gdzieś tak, sytuacja moja rodzinna była taka... No nigdy nie była tak zła jak parę lat temu. Po prostu to stało na granicy jakiegoś prawie że może, no może nie rozpadu, ale blisko było czegoś takiego. Czegoś smutnego, mówiąc krótko. I... No i pierwszy punkt, to był taki, bo to się tutaj wiadomo, że nie oczekujmy żadnego cudu w kategorii, nie wiem. To normalnie życie płynie i zostaje jakiś tam przypadkowy telefon od księdza, nie? Zapraszam cię na spotkanie z młodzieżą w kościele na ulicy Dominikańskiej w Warszawie. Ja mówię: ksiądz? Spotkanie z młodzieżą? Jakoś mi to zapachniało tak oazowo. I mówię: no dobra. Poprzez to że kocham ludzi, naprawdę. To właśnie chyba to Bóg ze mną zrobił, przynajmniej ten plus. Nawet w tym momencie, kiedy odpływałem, że zawsze tych ludzi w jakiś sposób... Naprawdę, dla mnie to nie jest kokieteria, nie było nigdy ważne czy ktoś jest ślusarzem, czy gwiazdą rocka. I poszedłem tam. Przychodzę, siedzi dominikanin, taki jak ty i siedzą ludzie. Tak zwana młodzież. No różni. Punkowcy, rastamani, nie wiem, hiphopowcy. Ten ksiądz to prowadził, dał mi swoją książkę. Jak chcesz to przeczytaj, jak chcesz to nie. To był punkt. Równie dobrze mogłem pójść do domu i powiedzieć: byłem na spotkaniu z młodzieżą, fajny ksiądz, miły człowiek, otwartą ma głowę, ale nie ? zacząłem czytać tą książkę, zacząłem do niego dzwonić. Zaprzyjaźniliśmy się. To jest mój przyjaciel w tej chwili. Nikt mnie do tego nie zmuszał. Zacząłem chodzić do kościoła. Znaczy, na mszę, z przyjemności. Znaczy z przyjemności, no po prostu tak. Kiedyś msza święta to po co to w ogóle to, po co? Ja jestem wyjątkowy, ja sobie sam to załatwię. Po co jest ta msza święta? A co tam tyle ludzi, w ogóle bez sensu. Miałem ten problem. I nagle stwierdziłem, że chcę iść do kościoła. Zacząłem chodzić na mszę, sam zupełnie. Po prostu słuchać tego wszystkiego. Po chyba, ja wiem, piętnastu latach wyspowiadałem się. Bo sam chciałem. Z tych piętnastu lat. To była długa rozmowa. Jak dzisiaj, tylko to zostało uznane za spowiedź. To nawet nie był konfesjonał. Właśnie z tym moim przyjacielem. On uznał to za spowiedź.

Nie, no, taka, takie miejsce spowiedzi, ale spowiedź była prawdziwa.

Tak. Był taki moment takiej tylko mojej fascynacji Jezusem, takiej: o Jezus, jaki ja już jestem dobry, jaki jestem, kurczę, kapitalny. Przecież ja to, po prostu, to było dla mnie coś nowego. Nie to że kolejna zabawka, tylko stwierdziłem, że jestem dobry. I to też troszeczkę w taką człowieka pychę wprowadza. Małą. Trzeba strasznie pracować, strasznie te wszystkie swoje trzymać mocno. Chodzi o te wszystkie sprawy, bo tam wiadomo: kto to jest diabeł? Diabeł to jest taki koleżka, co tam stoi na boku i mówi: no chodź, chodź. A szczególnie zależy mu, taki facet na przykład jak ja, może tam znowu bardzo diabelski, bo absolutnie, nigdy nie byłem, a gdzieś tam odpływa, taki koleżka, który mógłby być jego kumplem, nie?

Czyli, żebym dobrze zrozumiał. Wtedy, kiedy się wyspowiadałeś, zacząłeś chodzić na mszę, zobaczyłeś, że też zagraża ci taka euforia, nie?

Tak. Długo, długo taki byłem zafascynowany Jezusem i sobą troszeczkę. Jestem taki fajny. Jestem fajny, fajny chłopak. I generalnie ten drugi etap, o którym teraz mówię, to jest to, że nie fascynacja, tylko praca. Znaczy nie to że nie fascynacja, to jest ponoć zupełnie zdrowy objaw. To zakochanie się. Bo się nawet pytałem tego mojego przyjaciela. Mówię: słuchaj stary czy to nie jest jakaś egzaltowana jazda, wiesz, bo ja chcę naprawdę to wszystko. Zresztą czuję to, że to naprawdę czuję, nie? I to był taki sukces mój. I potem stwierdziłem, że to trzeba traktować wszystko jako chleb powszedni. Taki zwykły, codzienny, może nudny nawet, nie? I teraz jestem na takim etapie i na takim etapie walczę, nie? Znaczy walczę, nie no, żyję, rozumiesz. Ale wiem jedno, że na pewno nie widzę, wiesz, sensowniejszej jakby prawdy na tym świecie. No nie widzę. No wiesz. Ludzi czasami fascynuje, młodych ludzi, młodszych ode mnie, fascynują różne, no nie wiem, sekty, Szatan ich fascynuje, bo myślą, że to jest wolność.

To jest tak, że w życiu duchowym rzeczywiście tak jest, że pewne zjawiska mają swój czas. Właśnie jest taki czas fascynacji, jest taki czas przewrotu, czasami jest taki czas przygotowania do przewrotu, kiedy człowiek widzi, że odpłynął, tak jak mówisz. Że żyje nie tak jak by chciał. Czasami wtedy przydarzają się bardzo poważne grzechy. Jedno jest istotne ? żeby dać sobie czas. Wolność jest możliwa tylko wtedy, kiedy ona jest prawdziwa. Dlatego jest różna wolność człowieka, który gdzieś wpadł w jakąś sektę, a różna wolność człowieka, który odkrył, że tu jest prawda.

Spotykam się tym, nie wiem, czytam różną literaturę, ludzi młodych, bardzo taką niezależną. Wydawaną gdzieś w ofsajdzie, nie wiem, jest dużo przesiąknięta, jest duża fascynacja śmiercią, samobójstwem, w sumie demonem, szatanem, który wydaje się mocny, a tak naprawdę... Zależy to oczywiście od wielu czynników. Od twojego oparcia, jakiegoś tam w rodzinie, które jest podstawą jakąś. Miłość, którą złapałeś jako dzieciak. Oczywiście też możesz tę miłość mieć i też możesz odpłynąć. Bardzo daleko. Chociaż ta baza zawsze jest wtedy, wiesz, jakby większa. Mówię to dlatego, żeby powiedzieć ludziom, że Bóg jest w ogóle fajniejszy od Szatana. Znaczy to po prostu, że Szatan wydaje się taki fajny poprzez te swoje gadżety i tak dalej. To jest strasznie proste. Znaczy proste i trudne. Ale jeżeli ci jest naprawdę źle, to spróbuj powiedzieć o tym Bogu. Po prostu. Mówię też do ludzi młodych: spróbuj, spróbuj. I ja myślę, że będzie ci lepiej. Bo przecież mnóstwo ludziom jest bardzo źle. Ja nie mówię tu już o materialnych sprawach, mówię o czysto duchowych sprawach. Nie wiem, po prostu ostatnio słyszałem o wielu przykładach samobójstw nawet ludzi, których znałem. To jest straszne. Jestem na świeżo po takiej traumie, dlatego o tym w ogóle mówię.

Chodzi, myślę, o coś takiego, że jeżeli spotykasz się z tą właśnie popkulturą, która ci proponuje właśnie bezustannie coś. Ta kultura ci proponuje, że wszystko będzie szybko, skutecznie, uspokoi ci wszystkie twoje pragnienia i... Oczywiście, że każdy wie, że to jest tylko pewien język, ale rzeczywiście człowiek potrzebuje, żeby mieć jakieś oparcie na zawsze. Żeby mieć miłość, która trwa. Ale jej nie dostaniesz kupując jakiś gadżet. Mimo że ci oferują, że ten gadżet ci to zaspokoi. Jednak język, którym się to posługuje, właśnie te propozycje tego świata właśnie tych błyskotek, język jest religijny. On odwołuje się do czegoś takiego, czego człowiek naprawdę potrzebuje. Właśnie potrzebuje oparcia, prawdy, właśnie wolności.

Jak ja pamiętam, jak byłem na tym etapie początkowym tego mojego odpłynięcia, wydawało mi się, że wolność to w ogóle na czymś innym polega, że właśnie tam jest, w tej sferze hedonizmu, nie? Generalnie mówię o kobietach, o używkach, o seksie, o tym. To jest wolność. A generalnie kiedy jesteś w tym, to po prostu, w jakiś sposób, w jakimkolwiek nałogu jesteś mocniej i dłużej, zaczyna się bardzo mocno wikłać. No bo to jest taki początek: stary, ty jesteś silny, sam decydujesz i tak dalej. I tak dalej, i tak dalej. Nie ma tutaj ani pokory ani refleksji w tym wszystkim i okazuje się po prostu, że to nie jest żadna wolność. Dlatego ci po tym jest źle, dlatego albo przychodzisz gdzieś, albo przychodzisz do Boga, albo przychodzisz gdzie indziej.

Ale mam pytanie dotyczące twojej pracy w twojej rodziny. Coś się musiało zmienić także w twojej rodzinie. Jak odkryłeś, że tutaj, gdzieś w Panu Bogu znalazłeś swoją wolność czy to, czego szukałeś?

Mówiąc krótko, znaczy, nie tak że zły tata, teraz jest dobry tata. Tak nie było. Wiem tylko jedno, ze zdecydowanie... Mówiąc językiem prostym: ogromną przyjemność sprawia mi siedzenie w domu. Jest to dla mnie przyjemność, a nie jakaś katorga. Znaczy nigdy nie była jakaś katorga. Znaczy nigdy nie była katorga, tylko generalnie, mówiąc językiem przyziemnym, naszym ludzkim, wolałem spędzić jakiś czas temu na przykład pięć godzin w knajpie pijąc piwo z kolegą, a trzy godziny w domu. Taka proporcja. A teraz wolę spędzić, ja wiem, czterdzieści pięć godzin w domu, a dwie godziny w knajpie. Przykładowo. Zawsze było, że tata kochał dzieci, kochał żonę, całował, prezenty kupował. I wiadomo, że serduszko mi biło. Po prostu stanowimy takie kombo, mocne. Mi się wydaje, że jest bardzo trudne w tej chwili do rozbicia. Mówię o naszej czwórce: Marta, Janek, Marysia i ja. A oni w trójkę zawsze mocne kombo, a ja troszeczkę, mówiąc krótko, no gdzieś tam ta luka, ten objaw. Siedzenie w domu, nie wiem, granie, nie wiem, w warcaby z synem czy oglądanie meczu piłkarskiego, nie wiem, coś to wszystko, takie drobne, codzienne sprawy, sprawiają mi ogromną radość. Nie chcę o tym mówić, w kategoriach... Wiesz tu jest inny rodzaj wywiadu, nie mówię o tym w żadnych gazetach, pismach popularnych dla kobiet i mężczyzn: tam teraz to rodzina. Nie będę takich rzeczy. Z tobą, to wiem że warto. Odkryłem tą wartość i jestem wdzięczny z to, że odkryłem, słuchaj. Po prostu bo... Też nie było tak, że zupełnie tego nie czułem, tylko... Nawet koledzy w zespole mówią. Tam próba, wiesz, na przykład o jedenastej. Ja mówię: spoko, to w sobotę o jedenastej. Gitarzysta jest kawalerem, mówi: no stary, o jedenastej? Ja to wiesz, po sobocie to... Ja mówię: no człowieku, dlaczego nie o jedenastej? A rozumiem, bo ty to już nigdzie nie chodzisz. I ty już jesteś stary ramol, wiesz. A ja mówię: spoko, mi tak strasznie pasuje, nie? W tej chwili dobrze się z tym czuję, nie? Generalnie i to jest ta zmiana własnej chęci.

Tak trochę bywa, że jak jakiś przewrót w człowieku powstaje, to pewne rzeczy przestają cieszyć, zaczynają cieszyć nowe. Jak to wpłynęło na to, co chcesz mówić teraz przez swoją muzykę?

Ta zmiana jest w tej chwili taka, że traktuję to wszystko wolniej, w kategorii takiej: co będzie to będzie. Fajnie było. Pracujemy nad, staramy się zrobić jak najlepszy album. Ale no, nie będę, znaczy, nigdy się nie wspinaliśmy w kategoriach takich, że by tylko i wyłącznie musiało się sprzedać. Jak się sprzedawało to super, bo przecież oprócz tego to z tego żyjemy i ja nigdy nie byłem hipokrytą, o pieniądzach także potrafię rozmawiać i o pracy. Bo to jest moja praca, ja oddaję z siebie maks. Dlaczego z tego... Tak samo ci fanowie, co kupują bilety, to przychodzą na mój koncert. Ja staram się być jak najlepszy. Wiesz co się zmieniło? Chodzi mi po prostu o to, żeby ludziom przekazać pozytywną energię, miłość no. Oczywiście śpiewam o rzeczach różnych, generalnie o tych szarych też, ale mało mnie interesuje, może mniej niż kiedyś, sytuacja polityczna, jakaś taka sytuacja na przykład, kto jest w danym momencie premierem, a kto prezydentem. Chciałbym dać dobrą wibrację ludziom, nie złą i dlatego, że po prostu, nie powinni jej dostawać. Ja nie chcę jej sprzedawać. Nie chcę ich częstować, wiesz, śmiercią. Chciałbym ich życiem poczęstować.

Tak myślę, że tego typu przewrót... Zobaczyłeś, że coś jest dla ciebie, coś jest dla ciebie najważniejsze na świecie. Nawet jeżeli to, właśnie mówisz, że gdzieś było. Właśnie nie chciałeś robić zła, kochałeś coś, starałeś się jakoś, najlepiej jak potrafiłeś, a nagle coś zabłysnęło tak, że to jest to najważniejsze na świecie, prawda? Odkryłeś Boga. I teraz pytam o coś takiego, gdybyś tak sobie przypomniał takie momenty kiedy, wtedy kiedy jakby byłeś najniżej. Tam były takie przebłyski, że coś jest warte, albo cos jest niewarte. Albo coś jest fałszywe, a coś jest prawdziwe.

Nie, ja nie chciałbym tego nazywać początkiem, ale coś, znaczy, straciłem przyjaciela najlepszego, który ze mną zakładał ten zespół, grał na perkusji. Ze mną po prostu. Nigdy brata nie miałem, tak jakby z bloku kolega, najbliższy przyjaciel z młodości, który grał przez pięć lat ze mną, założył ten zespół, wszystko razem i tak dalej. Potem on poszedł w różne biznesy, tam wysokie stanowiska. I się zabił samochodem, no. W 98 roku w styczniu. I tak jakby, nie wiem, od tego momentu na tym pogrzebie, to czułem jakby on mi to mówił, wiesz, przez, przez Boga, że ja bardzo źle robię. Po prostu, że ta moja sytuacja rodzinna i w ogóle, jest katastrofalna, że ja muszę coś z tym zrobić. Ja po pogrzebie, wiesz, po prostu porozmawiałem z moją żoną na temat moich wszystkich, mówiąc krótko, grzechów, nie? Nie do końca wszystkich, bo wszystkiego nie powiedziałem. Potem jeszcze wszystko wyszło dalej. I to był początek tego, wiesz, jakby katharsis, nie? Ja musiałem sam powiedzieć. To nic mnie tutaj nikt nie odkrywał, wiesz, nie było jakichś kwestii typu, że ktoś mnie przyłapał.

Chciałeś.

Tak. Siadłem. Ja mówię ja muszę, wiesz, coś co w zasadzie taki facet powie normalnie: jak to, to ty się przyznajesz, nie wiem, no żonie no, do zdrady? Do takich rzeczy bolesnych, no przecież to jest w ogóle kula w twoją głowę.

Ona potrafiła ci przebaczyć?

No. Niesamowicie mocna sprawa, no. Niesamowicie mocna sprawa. Dla mnie bardzo mocna, wiesz.

Dla mnie to są najmocniejsze rzeczy w życiu, kiedy coś takiego się dzieje pomiędzy ludźmi.

Mówisz?

Tak. Kiedy wiesz, że ktoś ci naprawdę przebaczył i ty wierzysz, że to się rzeczywiście stało.

A dlaczego najmocniejsze?

Myślę, że ludzie, które najwięcej budują pomiędzy ludźmi i najwięcej też kosztują. Czyli żonę to pewnie bardzo dużo kosztowało bardzo dużo, nie, i też ciebie. Bo to oznaczało danie siebie jakoś jej, no.

Wiesz... Teraz sobie przypomniałem. To było coś dla mnie dziwnego bardzo. Już 10 lat grałem muzykę, wiesz. I przyjechał jakiś facet do studia, słuchaj. Wysoki facet z dziewczyną. Jakiś perkusista. Z Lublina? Nagrywaliśmy płytę swoją kolejną, byliśmy już dosyć popularni. Ja byłem wtedy bez samochodu, to było w Izabelinie pod Warszawą. I on mówi: to ja cię zawiozę. Mówię: super. I jadę z nim, a on mówi tak: słuchaj, fajnie te piosenki gracie, ale dla kogo ty to robisz? Dla kogo. Ja mówię: jak to dla kogo? No dla ludzi, dla siebie. Ale po co ty piszesz te teksty... Dla kogo? W ja mówię: jakie ty mi pytania zadajesz, jak to dla kogo? Ja go zupełnie nie zrozumiałem. Zupełnie. On chyba nawet nie użył słowa "Bóg", wiesz? Ale miał to na myśli. Słuchaj, przez następne dziesięć lat te pytanie gdzieś krążyło, wiesz? Po piętnastu latach, kiedy na takiej płycie "Prymityw" napisaliśmy chyba 14 piosenek, a piętnastej nie było. Była do niej muzyka, nie było tekstu. I ja mówię: o czym tu napisać tekst i sobie to przypomniałem. Ta piosenka się nazywa "Bóg". Ona jest o takiej mojej, jako człowieczka, relacji jak ja bym to widział. Po prostu: moja forma jakiejś modlitwy, znaczy rozmowy. To był pierwszy taki krok, że napisałem, tak se myślę: jak to Bóg, no. Się okazało, że to w ogóle wszyscy dokładnie zrozumieli bez żadnej patetyczności, wiesz.

Czyli można napisać piosenkę dla Boga? Już się dowiedziałeś o tym w końcu?

Znaczy, wiesz, no. Myślę, że, znaczy nie, no... Tak! Oczywiście, że tak. Tylko to trochę też nie jest tak praca na zamówienie.

Pewnie, że nie. Myślę, że to jest dobre pytanie naprawdę. No, w Biblii właśnie tak jest, że to co robimy, właśnie robisz, pracujesz, żyjesz w rodzinie, masz przyjaciół, dzieci. Że to jest też coś takiego jak tak pieśń chwały, nie? Że to wszystko jest taką pieśnią. Myślę, że... Ze także to, co robisz. Zostańmy w tym momencie: dla kogo to robisz? Z takim pytaniem zostańmy.

OK.

Dzięki. Dziękuję za spotkanie.

OK. No właśnie

 

 

Ta strona używa ciasteczek (cookies). Dowiedz się więcejRozumiem